Słowacaja
Ok. 4 rano jesteśmy na Słowacji.
Sowacja - Jezioro Liptowskie
Na karimatach i w śpiworach śpimy nad Jeziorem Liptowskim
4 lipca 2015, sobota
Serbia
Rano śniadanko: serbskie bułeczki, kebab i kawa parzona po turecku
stawiają nas zupełnie na nogi. Robimy sobie pamiątkowe zdjęcie z naszym
serbskim Aniołem, który jeszcze na drogę zapakował nam różne przysmaki.

Zmierzamy do Czarnogóry. Do przejechania mamy już tylko niecałe300 km . za to cały czas
serpentynami po górach. Co chwilę zatrzymujemy się, aby podziwiać widoki. Cudownie.
Kąpiemy się w Zlatarskim Jeziorze z widokiem na góry. Serbia północna nie
zrobiła na nas wrażenia, południowa zachwyca nas bardziej za każdym zakrętem. Na
skoszonych łąkach przełęczy Jabuka koncert dają rozmaite odmiany,
niespotykanych chyba u nas świerszczy.

Zmierzamy do Czarnogóry. Do przejechania mamy już tylko niecałe
Świerszcze z Przełęczy Jabuka
Czarnogóra
Za daleka podziwiamy most na Tarze i pnącą się w górę asfaltową serpentynę, z którą za moment przyjdzie nam się zmierzyć.
Kanion Tary
wywiera na nas niesamowite wrażenie.
Rzeka Tara |
Drogi w Czarnogórze |
Ivan do - pole namiotowe w Żabliaku |
O świcie idziemy ponownie nad Czarne Jezioro.
Dzieci jeszcze smacznie śpią po prawie trzydniowej podróży do Czarnogóry.

Po
śniadaniu ruszamy na małą przejażdżkę. Droga wiedzie wzdłuż rzeki Tary. Zatrzymujemy
się, aby podziwiać jej kolor i głęboki wąwóz.
Odwiedzamy pobliskie kościoły i
monastery z nadzieją, że może załapiemy się gdzieś na niedzielną Mszę.

Po powrocie do Żabljaka już po raz kolejny ruszamy nad Czarne Jezioro – tym razem postanawiamy zażyć w nim kąpieli i obejść je dookoła.


W Czarnogórze można kąpać się w jeziorach na terenie parku narodowego i chodzić poza wyznaczonymi szlakami. Cudownie.
Czarne Jezioro |
Rzeka Tara |
Po powrocie do Żabljaka już po raz kolejny ruszamy nad Czarne Jezioro – tym razem postanawiamy zażyć w nim kąpieli i obejść je dookoła.
W Czarnogórze można kąpać się w jeziorach na terenie parku narodowego i chodzić poza wyznaczonymi szlakami. Cudownie.
Góry Durmitor
Mieliśmy plan wejść na szczyt Medjed, tj. Niedźwiedź i potem
szczytami przejść dalej, by zejść na końcu doliny Velka Kalica. Kusiło nas ładne
jeziorko zaznaczone wyraźnie na mapie. Na Niedźwiedzia prawie weszliśmy, ale
szlak okazał się zbyt trudny, by przejść szczytami, w Polsce na pewno byłyby
jakieś zabezpieczenia w postaci łańcuchów, tu nie było nic, a kamienie
usypywały się spod nóg na stromym zboczu. Jeziora, które mieliśmy na mapie i na
które czekaliśmy, jak spragniony wędrowiec na pustyni czeka na oazę, w rzeczywistości
nie było wcale, nawet małej kałuży. Było za to trochę śniegu, który nas nieco
ochłodził. Szlak musieliśmy zmodyfikować i wyszło całkiem uroczo.




Wędrowaliśmy od 7.00 do 18.00. Góry Durmitor są bardzo podobne do naszych Tatr: wysokość, przyroda. Zasadnicze różnice to: niemal całkowicie puste szlaki (+), wszystkie znaczone na czerwono (-), bez żadnych orientacyjnych czasów przejść(-); schrony i bacówki, w których można zatrzymać się na noc(+); i niemal całkowity brak potoków i jakiejkolwiek wody w górach (-). Za to w środku Durmitoru bacówka, w której kilkuzębny baca sprzedawał zimne piwo...(+) Skąd je tam miał, do dziś nurtuje nas to pytanie.

Wędrowaliśmy od 7.00 do 18.00. Góry Durmitor są bardzo podobne do naszych Tatr: wysokość, przyroda. Zasadnicze różnice to: niemal całkowicie puste szlaki (+), wszystkie znaczone na czerwono (-), bez żadnych orientacyjnych czasów przejść(-); schrony i bacówki, w których można zatrzymać się na noc(+); i niemal całkowity brak potoków i jakiejkolwiek wody w górach (-). Za to w środku Durmitoru bacówka, w której kilkuzębny baca sprzedawał zimne piwo...(+) Skąd je tam miał, do dziś nurtuje nas to pytanie.
7 lipca 2015, wtorek
Rafting Tarą
Rzeka Tara płynie najgłębszym
kanionem w Europie.
Ma niesamowicie piękny kolor. W czasie spływu, robimy przerwę na spacer wzdłuż dopływającego do Tary potoku Lustica, który uznawany jest za najkrótszą rzekę w Europie (
Potok Lustica |
Po 12 km .
spływu wciąż czujemy niedosyt
Jedziemy na przełęcz Curovac, by Tym razem spojrzeć na Tarę z innej perspektywy |
8 lipca 2015, środa
Góry Durmitor
Niebywale krętą wąską drogą jedziemy na Przełęcz Sedlo
|
Na Przełęczy Sedlo walcząc z wiatrem rozbijamy namiot. Jesteśmy tylko my i góry. Widoki zapierają dech w piersiach. Jeszcze nigdy nie nocowaliśmy chyba w tak cudownym miejscu.
Przełęcz Sedlo |
9 lipca 2015, czwartek
W nocy była burza. Taka prawdziwa, jaka zdarzyć się może
tylko w górach. Huczało, wiało i lało. Ja i Emilka dygotałyśmy ze strachu.
Grzmoty odbijały się głośnym echem od gór. Noemi w pierwszym momencie myślała,
że schodzą kamienne lawiny. Jarek wyniósł co cenniejsze rzeczy do samochodu,
byliśmy gotowi w każdej chwili uciekać do Skody, byleby w nas tylko piorun nie
trzasnął. Zasnęliśmy dopiero nad ranem.
Przed 8.00 odwiedza nas strażnik parku narodowego, który informuje,
że tu jednak spać tu nie wolno, jak informowali niektórzy w Internecie. Żadnego mandatu na szczęście nie płacimy, tylko 5
E. za nocleg, no i 2 bilety wstępu do parku Durmitor, strażnik nie liczy dzieci,
więc i tak wychodzimy na plusie. Pogoda nie zapowiada się obiecująco. Żadnych
widoków. Wszędzie biało. Ubrani jesteśmy w nasze najcieplejsze rzeczy i wciąż
nie czujemy, że jest nam ciepło, a jednak ludzie wychodzą na szlak. Idziemy i
my z nadzieją, że wkrótce się przejaśni. To jest dobry wybór.

Przechodzimy piękną doliną Surutka aż do jeziorka Zieleni Vir. Po nieprzespanej nocy jesteśmy zbyt zmęczeni, by wejść na najwyższy szczyt Durmitoru – Bobotov Kuk. Robimy mu tylko kilka zdjęć i wracamy do auta.


Krętą drogą wyjeżdżamy z gór. Zatrzymujemy się jeszcze wiele razy, by nasycić się przepięknymi widokami dzikich gór. Ostatnie kilometry drogi prowadzą przez liczne tunele wydrążone w skałach.


Z góry rozpościera się wspaniały widok na Kanion Jeziora Pivsko. Tu zatrzymujemy się na nocleg.

Kanion Jeziora Pivsko Wieczorem naszą dolinkę oświetlają setki świetlików
Przechodzimy piękną doliną Surutka aż do jeziorka Zieleni Vir. Po nieprzespanej nocy jesteśmy zbyt zmęczeni, by wejść na najwyższy szczyt Durmitoru – Bobotov Kuk. Robimy mu tylko kilka zdjęć i wracamy do auta.
Krętą drogą wyjeżdżamy z gór. Zatrzymujemy się jeszcze wiele razy, by nasycić się przepięknymi widokami dzikich gór. Ostatnie kilometry drogi prowadzą przez liczne tunele wydrążone w skałach.
Z góry rozpościera się wspaniały widok na Kanion Jeziora Pivsko. Tu zatrzymujemy się na nocleg.
Kanion Jeziora Pivsko Wieczorem naszą dolinkę oświetlają setki świetlików
Wczesnym rankiem znów budzi nas burza. Nasz namiot
przechodzi kolejną próbę. Na dworze jest tylko 16 stopni Celsjusza .
Mimo szczerych chęci kąpieli w Jeziorze Pivsko nie będzie.

Jedziemy nad Zatokę
Kotorską. Temperatura wzrasta z każdym kilometrem drogi, wkrótce jest już 36
stopni. Kąpiemy się w zatoce, w pięknym otoczeniu gór i zabytkowych miasteczek.


Chodzimy po średniowiecznych uliczkach Risen i cieszymy się egzotyczną roślinnością wybrzeża Czarnogóry: alejami palm, drzewkami pomarańczowymi i kwitnącymi kaktusami i granatami.

Kotor zachwyca nas jeszcze bardziej
Dopiero wieczorem opuszczamy zatokę i udajemy się nad Adriatyk.
Zatrzymujemy się na kempingu w Vaslo nad samym morzem.
Kanion Jeziora Pivsko
Boka Kotorska |
W Risen podziwiamy pozostałości po starożytnej willi rzymskiej z dobrze zachowanymi mozaikami z II wieku |
Chodzimy po średniowiecznych uliczkach Risen i cieszymy się egzotyczną roślinnością wybrzeża Czarnogóry: alejami palm, drzewkami pomarańczowymi i kwitnącymi kaktusami i granatami.
11 lipca 2015, sobota
Półwysep Lustica - Plaża Vaslo |
Cały dzień kąpiemy się w Morzu Adriatyckim. Nurkujemy. W
morzu pływają setki małych i nieco większych rybek. Po brzegu biegają kraby, do
skał poprzyczepiane są jeżowce i kasztanowo – czerwone jamochłony.
12 lipca 2015, niedziela
Nie tylko pływamy, ale zdobywamy się na odwagę i skaczemy ze
skał. Świetna zabawa.


Wieczorem jedziemy na Mszę do Muo obok Kotoru.

Msza odprawiana po polsku przez polskiego misjonarza. Tu w niewielkim kościółku spoczywa ponad 500 - letnie ciało błogosławionego Gracjana.

Ruszamy dalej nad Jezioro Szkoderskie.
Ostatnie kilometry drogi pokonujemy już w całkowitej
ciemności. Jedziemy wąską górską drogą z zakrętami co kilkanaście metrów. Pod
nami majaczy w czeluści czerń Jeziora Szkoderskiego. Tylko Tymek śpi
nieświadomy grożącego nam niebezpieczeństwa. Dziewczynki razem ze mną wypatrują
w ciemności kolejne zakręty drogi. Ja jestem gotowa zatrzymać się i spać w jednej
z szerszych mijanek przy drodze. Jarek nie poddaje się i z maksymalną
prędkością 20 km/h
zmierza do celu. W pewnym momencie spotykamy na drodze 3 samochody załadowane
skrzyniami. Stają na środku drogi. Pierwszy gasi silnik, wyłącza światła i
czeka cierpliwie, aż się cofniemy. Nie mamy wyjścia. Zjeżdżamy w dół, tyłem w całkowitą
ciemność... Brrr...
Wieczorem jedziemy na Mszę do Muo obok Kotoru.
Muo |
Msza odprawiana po polsku przez polskiego misjonarza. Tu w niewielkim kościółku spoczywa ponad 500 - letnie ciało błogosławionego Gracjana.
Ruszamy dalej nad Jezioro Szkoderskie.
| Jezioro Szkoderskie w Czarnogórze |
W końcu docieramy na camping
Murici.
13 lipca 2015, poniedziałek
Rano odkrywamy, w jak ładnym miejscu jesteśmy.
Poranek nad Jeziorem Szkoderskim |
Nad wodą pasące się stada owiec, kóz i krów. |
Stare monastery wybudowane przed wiekami na niewielkich wysepkach na jeziorze. |
Miejscowi oferują tu rejsy łódkami do tych zabytkowych świątyń.
Piękna plaża i jezioro zatopione między szczytami.
Wiele osób nocuje tu na dziko, poza campingiem, ale w nocy tego wariantu nie mogliśmy brać pod uwagę. Kąpiemy się, zachwycając się ciepłą i słodką wodą.
Albania
Około południa żegnamy się z Czarnogórą i ruszamy do Albanii, kraju bunkrów i osiołków.Już kilka kilometrów za granicą przecieramy oczy ze zdziwienia. To, co się dzieje na drogach zaskakuje nas całkowicie. Samochody parkują na rondach, rowerzyści, motocykliści, jeżdżą pod prąd i po chodnikach, aby ominąć zapalające się czerwone światła. Policji jest bardzo dużo, ale nie przejmują się oni zbytnio łamaniem przepisów, pomagają jedynie jakoś przebrnąć do przodu, gdy zbyt nadto się ruch zblokuje. Polaków w ogóle nie zatrzymują, a jeśli nawet zrobią to nieświadomie, jak w naszym przypadku, to prawie przepraszają i każą jechać dalej. W miejscowościach, które mijamy ludzie przechodzą z jednej strony „autostrady” na drugą. Zatrzymują się na barierkach pośrodku, aby pogadać ze znajomymi, którzy na przykład z kosą wracają z pobliskiego pola. I tak sobie z tą kosa siedzą na barierce... Tworzą sobie nawet pewne patenty, aby łatwiej było przez barierki przechodzić: wbijają bolce lub wieszają paski parciane, w które można włożyć stopę. W ogóle na albańskiej „autostradzie” są nieustanne ograniczenia prędkości – często do 40, 30 i
Tymek cieszy się, bo jest plac zabaw i boisko do gry w siatkówkę. Trochę cywilizacji, od której tak uciekamy.
Zatoka Vlore |
Rano ruszamy dalej na riwierę albańską. Znad poziomu morza
wznosimy się serpentynami na 1100
m ., by za chwilę znów zjeżdżać w dół. Zatrzymujemy się
na polu namiotowym na plaży Livadh przed Himare. Przy wejściu biało czerwona
flaga z polskim godłem. Na polu prawie sami Polacy. Bardzo sympatycznie, tylko
skąd oni się tu wszyscy wzięli.
Plażujemy cały dzień.


Wieczorem odwiedzamy Himare i do późnej nocy rozmawiamy o Albanii z biwakującymi na naszym polu Ślązakami.
Wieczorem odwiedzamy Himare i do późnej nocy rozmawiamy o Albanii z biwakującymi na naszym polu Ślązakami.
15 lipca 2015, środa
Rano obserwujemy codzienny rytuał kąpania kóz w morzu.
16 lipca 2015, czwartek
17 lipca 2015, piątek
Jedziemy na północ Albanii. Naszym następnym celem są
Proklejtie, czyli Góry Przeklęte lub ładniej Alpy Albańskie. Planujemy zostać
jeszcze do niedzieli nad Jziorem Skoderskim. Po drodze zwiedzamy Kruję,
średniowieczne miasteczko związane z albańskim bohaterem narodowym
Skanderbegiem.
Kruja
W szybkim tempie, bo Jarka ogromnie męczy upał, zwiedzamy pozostałości średniowiecznego zamku i podziwiamy zabytkowe uliczki z tradycyjnymi wyrobami i antykami albańskimi.


W meczecie, spotyka nas przyjemny chłód
W szybkim tempie, bo Jarka ogromnie męczy upał, zwiedzamy pozostałości średniowiecznego zamku i podziwiamy zabytkowe uliczki z tradycyjnymi wyrobami i antykami albańskimi.
W meczecie, spotyka nas przyjemny chłód
Zmyleni przez przydrożny drogowskaz wjeżdżamy do jakiejś wioski. Ku naszemu zdziwieniu zza budynku wyskakuje kilkuletni chłopiec z kamieniem w dłoni wyraźnie skierowanym w naszą przednią szybę. Wielokrotnie powtarza jeden wyraz „lek”. Jarek częstuje go cukierkiem. Zabiera całą paczkę i uśmiechnięty, widząc całkowitą aprobatę stojących obok kolegów, odchodzi na bok. Boimy się wracać tą samą drogą, bo może cukierki nie smakowały. Na szczęście do Szkodry dojeżdżamy już bez przygód.
Po drodze mijamy riksze. Na wózkach całe rodziny, nawet po 7 osób, dzieci, zmęczone upałem, śpią na kolanach mam.
Szkodra
W końcu jedziemy na nocleg nad jezioro. Wieczorem słyszymy nawoływania do modlitwy z kilku pobliskich meczetów.
Jezioro Szkoderskie
18 lipca 2015, sobota
Odwiedzamy małą miejscowość Koplik. Po drodze zatrzymujemy się, bo na bagnach widzimy rzadkie gatunki ptaków.

Albania zaskakuje nas coraz bardziej. Wszędzie pełno śmieci: w każdym rowie, przy ulicach, na chodnikach. Ludzie chodzą i rzucają na ziemie papierki, puszki po napojach, wysypują do rowów całe kosze i wozy śmieci. Ogromny syf.
Przed południem w barach mnóstwo mężczyzn. Siedzą, piją kawę, piwo i palą, ogromnie dużo palą. Napis „no smoking”, a oni i tak palą. Wchodzi się do jakiejkolwiek restauracji czy baru, od razu kelner lub właściciel podaje popielniczkę. Kobiet prawie nie widać. Starsze panie w większości ubrane na czarno, z białymi lub czarnymi chustami na głowach. Zwracamy powszechną uwagę. Wszyscy się na nas patrzą.


Albania zaskakuje nas coraz bardziej. Wszędzie pełno śmieci: w każdym rowie, przy ulicach, na chodnikach. Ludzie chodzą i rzucają na ziemie papierki, puszki po napojach, wysypują do rowów całe kosze i wozy śmieci. Ogromny syf.
Przed południem w barach mnóstwo mężczyzn. Siedzą, piją kawę, piwo i palą, ogromnie dużo palą. Napis „no smoking”, a oni i tak palą. Wchodzi się do jakiejkolwiek restauracji czy baru, od razu kelner lub właściciel podaje popielniczkę. Kobiet prawie nie widać. Starsze panie w większości ubrane na czarno, z białymi lub czarnymi chustami na głowach. Zwracamy powszechną uwagę. Wszyscy się na nas patrzą.
Do ruchu ulicznego w Albanii nie da rady się przyzwyczaić
Upał. Jezioro takie ciepłe, że nic nie chłodzi, przy brzegu
woda aż parzy. Albańczycy próbują mimo wszystko chłodzić w nim samochody.
Drugi dzień pożar w górach. Albańczycy nic z tym nie robią.
Palą się kolejne zbocza, pożar rozprzestrzenia się coraz bardziej, a oni chyba
czekają na deszcz, na który się raczej nie zapowiada i ograniczają się do
nie wpuszczania turystów w rejon pożaru.
19 lipca 2015, niedziela
Rano jedziemy na Mszę świętą do miejscowości Jublica koło
Koplika. Wiemy już, że w parafii tej posługuje misjonarz z Polski - ks. Dawid
oraz ksiądz Albańczyk – padre Artan, który przyjechał kiedyś do Polski, aby
nauczać języka albańskiego w seminarium, a w końcu sam został kapłanem.
Zasięgamy u nich języka i mimo przestróg niektórych Polaków odnośnie pożarów w
górach, ruszamy do Teth.


Po drodze piękne widoki, dobra droga kończy się na przełęczy ok.1700 m . n.p.m. Dalej
osobówki raczej nie dają rady.


W Teth oglądamy zabytkowy kościół i wieżę odosobnienia, w której można się było ukryć przed zemstą rodową. Prawdopodobnie owa zemsta rodowa obowiązuje wśród albańskich górali do dnia dzisiejszego.
Po drodze mijamy spalony hotel jednego z bossów mafii albańskiej, któremu oprócz zniszczeń materialnych zamordowano również dwóch synów. Nasz sympatyczny kierowca zawozi nas do miejsca, z którego pięknie widać Kanion Grunasit.

Kanion Grunasit
Dalej już na pieszo ruszamy do wodospadu.

Tu spotyka nas burza. Bombardują nas wielkie jak agrest kulki gradu. Przemoczeni do suchej nitki wracamy do samochodu, ale cieszymy się, bo to ogromnie miłe doświadczenie po kilkudniowych męczących upałach. Na przełęczy ani śladu po burzy. Świeci słońce. Ledwo widoczna na niebie tęcza jest jedynym sygnałem tego, że chyba jednak gdzieś padało.

Góry Przeklęte, czyli Alpy Północnoalbańskie
W Boge zostawiamy Skodę i ruszamy dalej samochodem
terenowym.
Po drodze piękne widoki, dobra droga kończy się na przełęczy ok.
Po drodze mijamy spalony hotel jednego z bossów mafii albańskiej, któremu oprócz zniszczeń materialnych zamordowano również dwóch synów. Nasz sympatyczny kierowca zawozi nas do miejsca, z którego pięknie widać Kanion Grunasit.
Kanion Grunasit
Dalej już na pieszo ruszamy do wodospadu.
Tu spotyka nas burza. Bombardują nas wielkie jak agrest kulki gradu. Przemoczeni do suchej nitki wracamy do samochodu, ale cieszymy się, bo to ogromnie miłe doświadczenie po kilkudniowych męczących upałach. Na przełęczy ani śladu po burzy. Świeci słońce. Ledwo widoczna na niebie tęcza jest jedynym sygnałem tego, że chyba jednak gdzieś padało.
Tradycyjny wypas kóz |
Teth |
Na krętym asfalcie prowadzącym z powrotem do Boge kieruje Jarek
Z pastwisk wracają kozy, krowy i osły. Emilka nie posiada się ze szczęścia.
Boge
20 lipca 2015, poniedziałek
Spacerujemy po Boge, spotykając zielarkę i „zaklinacza wody”,
w barze kafe oglądamy odcinek „Czterdziestolatka” .
Pprzez dzikie stepy jedziemy na porom, który z Koman ma nas zawieźć do Fierze.
Na drodze pojawiają się świnie. Droga jest kreta i bardzo dziurawa, ogromnie zniszczona przez spadające lawiny. Jarek dzielnie, lecz z duszą na ramieniu pokonuje kolejne kilometry.
Dzisiejszy dzień, to dzień rekordów: Skoda miała spalanie
10,5 l/100km, termometr w aucie pokazał 58˚C,
a 30 km .
jechaliśmy przez półtorej godziny. Śpimy na promie.
Prom na Jeziorze Koman
21 lipca 2015, wtorek
Wyruszamy rano o 9.00. Wcześniej obserwujemy zamieszanie związane z przeprawą promową. Na łodziach z okolicznych wiosek zjeżdżają wieśniacy, wioząc ze sobą w jutowych workach różne rozmaitości: owoce, ryby, koce i nie wiem, co tam jeszcze. Na jednej łodzi razem z ludźmi przypłynął byk ze stosem soczystych, zielonych gałązek do podgryzania. Zamieszanie straszne. Obserwujemy je siedząc w barze i popijając małą albańską kawkę.
Prom z Komanu do Fierze płynie 3 godziny. Widoki cudne, liczne zatoki porównywane są do norweskich fiordów. Dobrze wydane 40 E.
Do Valbony dojeżdżamy nowiutkim asfaltem. |
Wioska zupełnie nas zaskakuje. Jest totalnie inna niż nasze górskie kurorty. Cisza. Kilka domów, 6 bunkrów, oczywiście krowy, kozy, konie oraz owce na ulicy, babcie przed domami robiące coś na drutach i nocleg najtańszy, jaki do tej pory mieliśmy – 3 E.
Kąpiemy się w rzece Valbone, spacerujemy po wsi, a wieczorem robimy ognisko. Kiełbasa okropna, zastanawiamy się, z czego ją zrobiono, ale na pewno nie jest to wieprzowina.
Rano ruszamy na szlak do maleńkiej wioski Kukaj i dalej w kierunku najwyższego szczytu Gór Przeklętych - Jezerca.
Temperatura wciąż bardzo wysoka, więc górską wędrówkę łączymy z kąpielą w potoku Valbony.
W nocy budzi nas mlaskanie i parskanie. Tym razem stado koni zakradło się do naszej zagrody. Ogólnie nie mamy nic przeciwko temu, aby sobie skubały trawę, ale przeżuwanie i parskanie nie daje nam spać, więc Jarek wygania je na ulicę. Za chwile wracają i smutne stoją przy zamkniętej już bramie do zagrody Albańczyka.
23 lipca 2015, czwartek
Wchodzimy na punkt widokowy, z którego ładnie widać Dolinę
Valbony i szczyt Maja a Jezerce.
Wieczorem spotykamy stado koni, które odwiedzały nas poprzedniej nocy.
24 lipca 2015, piątek
Jezioro Fierze
Zatrzymuje nas policja.
Znowu przez przypadek. Słyszymy tylko: „No problem”, „Thank you” i „By” i
puszczają nas dalej, przyjaźnie machając lizakiem.
Z Albanii zapamiętamy:
- przede wszystkim cudowną przyrodę, wspaniałe plaże, kręte
drogi i ogromne, nieprzebyte góry, które mogliśmy podziwiać i które na zawsze
pozostaną w naszej pamięci,
- krowy, owce, kozy i świnie chodzące po ulicach wsi i
miast,
- brak jakichkolwiek zasad ruchu drogowego,
- nieustanne używanie klaksonów, rzadziej ostrzegawczo,
częściej z sympatii lub wdzięczności do mijanych osób,
- ogromną ilość stacji benzynowych, myjni samochodowych i barów
kafe i bunkrów,
- policję na każdym skrzyżowaniu i rondzie,
- śmieci we wszystkich rowach, wyschniętych rzekach, i na
ulicach,
- przestraszone zwierzęta, do których miejscowi rzucają
kamieniami.
25 lipca 2015, sobota
Odkrywamy grotę z nietoperzami. Jarek robi im kilka fotek.
Bośnia i Hercegowina |
Medżugorie |
26 lipca 2015, niedziela
Planujemy w końcu wrócić do Polski. Po drodze zatrzymujemy
się przy wodospadach w Kravicy.


27 lipca 2015, poniedziałek
Wodospadach w Kravicy |
27 lipca 2015, poniedziałek
Polska - Gorczański Park Narodowy
28 lipca 2015, wtorek


Dość chłodno, ale nie pada. O 9.00 ruszamy na szlak: Borsuczyny, Magurki, Dolina Potoku Jaszcze, Przysłop, Trzy Kopy, Kiczora i zejście do Forendówek.

Polana przy Górnej Chacie w Gorcach
Dość chłodno, ale nie pada. O 9.00 ruszamy na szlak: Borsuczyny, Magurki, Dolina Potoku Jaszcze, Przysłop, Trzy Kopy, Kiczora i zejście do Forendówek.
Magurki
Po drodze zatrzymujemy się nieustannie, bo pełne jagód krzaczki kuszą niesamowicie.
Z sąsiedniego wzgórza spoglądamy na nasz samotny namiot na gorczańskiej polanie (polana z lewej strony). Wieczorem ognisko z oscypkami.
29 lipca 2015, środa
W nocy leje. Budzimy się ok. 5.00 rano. Wszystko mokre. 11˚C. Wyglądamy niechętnie z namiotu. Na wyjście w góry nie ma dziś raczej szans. Nawet jagód nie pozbieramy, tak jak wcześniej planowaliśmy. Zniesmaczeni deszczem pakujemy się i wracamy do domu.
W podróży byliśmy równe 4 tygodnie. Spaliśmy tylko pod namiotem:
w górach, nad morzami i nad jeziorami. Przykro to stwierdzić, ale w Polsce nie
byłoby to możliwe, brakuje tej pewności pogody, do której przyzwyczailiśmy się
na Bałkanach i tego słońca, którego Jarek miał już serdecznie dosyć.
Przejechaliśmy ok. 6.000 km .
Zyskaliśmy całe mnóstwo niesamowitych wrażeń i wspomnień, które mam nadzieję
towarzyszyć nam będą do końca życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz